Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/065

Ta strona została uwierzytelniona.

wpływem wichrów południowo-zachodnich musiały doznawać gwałtownego bicia fal morskich — posiadały wydrążenia zdolne ochronić ich w nocy od wszelkiej niepogody. W chwili jednak, gdy zamierzali wejść do jednej z tych jaskiń, wstrzymał ich nagle straszliwy ryk, wydobywający się z wnętrza.
— W tył zwrot! — zawołał Pencroff. — Mamy strzelby ponabijane tylko drobnym śrutem, a bestje, co tak pięknie ryczą, tyle by sobie z niego robiły, co z ziarnka soli!
I marynarz, chwyciwszy Harberta za ramię, pociągnął go ze sobą za skałę; — w tej samej chwili ukazał się przy wnijściu jaskini wspaniały zwierz.
Był to jaguar, wielkości co najmniej takiej, jak jego współplemiennicy w Azji, to znaczy, że od końca głowy do początku ogona mierzył przeszło pięć stóp. Płowa sierść jego centkowaną była regularnie kilkoma rzędami czarnych plam, i odbijała silnie od białej sierści na brzuchu. Harbert poznał w nim natychmiast okrutnego rywala tygrysa, o wiele niebezpieczniejszego od koguara, który jest tylko współzawodnikiem wilka.
Jaguar postąpił naprzód i spoglądał do koła, z najeżoną szerścią, z roziskrzonem okiem, jak gdyby nie po raz pierwszy dopiero przyszło mu spotkać się z człowiekiem.
W tej chwili korespondent pokazał się z za węgła wysokiej skały, a Harbert w mniemaniu, że nie postrzegł jaguara, chciał się rzucić ku