Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mogą przyjść inne jaguary! — rzekł Pencroff.
— Dość będzie jeśli rozpalimy ogień przy wnijściu jaskini — rzekł korespondent — a pewnie żaden z nich nie odważy się przestąpić progu.
— A zatem, do mieszkania jaguarów! — odparł marynarz, ciągnąc za sobą zwłoki zwierza.
Osadnicy nasi zwrócili się ku osamotnionej jaskini, i tam, podczas gdy Nab ściągał skórę z jaguara, reszta towarzyszy jego gromadziła na progu stosy suchego drzewa, którego las obficie dostarczał.
Lecz Cyrus Smith, postrzegłszy grupę drzew bambusowych, udał się w to miejsce i wyciąwszy pewną ilość tego drzewa dorzucił je do reszty paliwa.
Poczem rozgoszczono się w jaskini, która cała zasłaną była kośćmi; ponabijano broń na wypadek nagłej napaści; spożyto wieczerzę, a gdy przyszedł czas na spoczynek, podłożono ogień pod stos drzewa nagromadzony u wnijścia jaskini.
W tej samej chwili rozległ się w powietrzu trzask i łomot urywany. Były to bambusy, które zajęte płomieniem wydawały huk podobny do wypuszczanych rac. Już ten sam łomot był w stanie odstraszyć najzuchwalsze bestje!
Sposób ten sprawiania głośnego łoskotu nie był wcale wynalazkiem inżyniera, gdyż jak twierdzi Marko Polo, Tatarzy już przed wiekami używali go z powodzeniem dla odstraszania od swych koczowisk groźnych bestyj w puszczach środkowej Azji.