Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tymczasem trzeba to wszystko ukryć bezpiecznie, rzekł Nab.
W samej rzeczy ani myśleć było przenieść samemu tę kupę płótna, powrozów i lin, których ciężar był dość znaczny, do Pałacu Granitowego, a zanim by sprowadzono powózkę nie należało zostawiać dłużej tych bogactw na łaskę pierwszego lepszego orkanu. Osadnicy nasi połączonemi siłami zaciągnęli tedy cały ten pakunek na brzeg morza, gdzie odkryli dość obszerną jaskinię, która dzięki swemu położeniu, zabezpieczoną była od wichru, deszczu i od morza.
— Trzeba nam było szafy, mamy szafę, rzekł Pencroff; lecz ponieważ nie zamyka się na klucz, trzeba więc zatkać jej otwór. Nie mam na myśli złodziejów dwunożnych lecz czworonożnych!
O godzinie szóstej z wieczora było już wszystko na składzie, a dawszy owej małej szyi usprawiedliwioną ze wszech miar nazwę: „Przystani Balonowej“, ruszono dalej w drogę ku przylądkowi Ostrego Szponu. Pencroff z inżynierem gwarzyli o rozmaitych planach, które w jak najkrótszym czasie należało uskutecznić. Przedewszystkiem trzeba było wybudować most na Dziękczynnej, ażeby ułatwić komunikację z południową częścią wyspy; poczem miano wrócić po balon z powózką, gdyż czółno nie było w stanie go przewieźć; potem miano wybudować szalupę pomostową, Pencroff miał ją zaopatrzyć w przyrządy, a uczyniwszy to wszystko można