Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

— To onagasy! zawołał Harbert, czworonogi stanowiące pośrednią rasę pomiędzy zebrą a kwaggą!
— Dla czego nie nazwać ich osłami? zapytał Nab.
— Ponieważ nie mają wcale długich uszów i posiadają kształty zgrabniejsze!
— Osły czy konie, mniejsza z tem, odparł Pencroff, w każdym razie jest to „siła pociągowa“, jak powiada pan Smith, a jako taką należy ją ujarzmić!
Marynarz, nie płosząc zwierząt, przekradł się wśród zarośli do mostku na Potoku Glicerynowym, zwiódł mostek i w jednej chwili onagasy zostały jeńcami.
Możnaby sądzić, że je pojmano teraz przemocą i przyswajano gwałtem? Bynajmniej. Postanowiono pozwolić im kilka dni przechadzać się swobodnie po terasie porosłej bujną paszą, a tymczasem inżynier począł obok podwórka budować stajnię, ażeby onagasy miały dobrą podściółkę i schronienie na noc.
Tak więc piękna ta para przechadzała się całkiem wolno, a osadnicy nie przybliżali się do nich, by ich nie płoszyć. Kilkakrotnie jednak zdawały się onagasy, przywykłe do dalekich przestrzeni i głębokich lasów uczuwać potrzebę opuszczenia terasy, zbyt szczupłe dla nich posiadającą rozmiary. Wówczas biegały wzdłuż wody, stanowiącej nieprzebytą dla nich zaporę, ryczały przeraźliwie, potem pędziły cwałem przez trawę, a gdy się znów uspokoiły, stały nierucho-