które często gęsto łapały się piękne pstrągi i innego gatunku ryby, nader smaczne, z srebrzystemi łuskami nakrapianemi w żółtawe plamy. Tym sposobem Nab, oddany duszą i ciałem swemu kulinarnemu zawodowi, mógł w jadłospisach osady utrzymywać przyjemną rozmaitość. Na stole osadników nie brakowało niczego prócz chleba, a, jak powiedzieliśmy, brak ten dawał się im czuć istotnie.
O tymże czasie wyprawiono także polowanie na żółwie morskie, nawiedzające wybrzeża przylądka Obu Szczęk. W miejscu tem pokrytą była ziemia małemi nabrzmiałościami, w których były ukryte jaja kształtu zupełnie sferycznego, z białą, twardą skorupą, których białko posiadało tę własność, że nie zścinalo się tak, jak to bywa u jaj ptasich. Jaja te wykłuwały się same pod wpływem słońca, a liczba ich musiała być bardzo wielka, skoro jeden żółw jest wstanie rok rocznie znieść do dwiestu pięćdziesięciu jaj.
— To istny łan jaj, zauważył Gedeon Spilett, tylko je zbierać!
Nie zadawalając się jednak samym tylko produktem, wyprawiono polowanie na producentów, a skutek był taki, że przyniesiono do Pałacu Granitowego cały tuzin tych specjałów, które pod względem kulinarnym były istotnie drogocenne. Zupa żółwiowa zaprawiona ziołami aromatycznemi i przyjemnym smakiem niektórych roślin krzyżowych, zjednywała często Nabowi zasłużone pochwały.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.