Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

letni i cała osada wzięła w nim udział. Oba onagasy, dość już dobrze wytresowane, a jeżdżone przez Gedeona Spiletta i Harberta, oddały przy tej sposobności niepoślednie usługi.
Cały manewer polegał na spędzaniu do kupy baranów i kóz i stopniowem ścieśnieniu obławy. Cyrus Smith, Pencroff, Nab i Jow ustawili się w rozmaitych punktach lasu, podczas gdy obaj kawalerzyści z Topem galopowali do koła obory, w promieniu wynoszącym pół mili.
Tę część wyspy zamieszkiwały barany wielkiemi gromadami. Wspaniałe te zwierzęta, duże jak daniele, z rogami silnemi jak taran, z popielatą wełną o długich kudłach, podobne były do orgalisów.
Ciężki to był ten dzień łowów! Co tam było chodzenia, co biegania tam i nazad, a co krzyku! Na sto baranów które spędzono w kupę, więcej niż dwie trzecie części wymknęły się obławnikom; lecz koniec końców z jakie trzydzieści baranów i dziesięć kóz dzikich, parte zwolna ku oborze, której brama na oścież otwarta zdawała się ich zapraszać do środka, wpadły do obory i zostały pojmane w niewolę.
Ogółem wziąwszy rezultat był zadowalający i osadnicy nie mogli się uskarżać. Większą część schwytanych baranów stanowiły samice, z których kilka niebawem miało zlegnąć. Nie było zatem co wątpić, że trzoda wieść się będzie dobrze i że nietylko wełny ale i skór z czasem będzie podostatkiem.