między „dymnikami“ i murem stanął warstat okrętowy — i duża belka, trzydziesto pięcio stopowa, mająca stanowić podstawę podłużną statku, zaopatrzona w sztukę drzewa od przodu i od tyłu wyciągała się na piasku.
Cyrus Smith nie wziął się bynajmniej na ślepo do tego zadania. Budowa okrętów była mu tak znaną, jak prawie wszystkie inne rzeczy — i na papierze naprzód narysował sobie model statku. Zresztą, miał dzielną pomoc w Pencroffie, który będąc niegdyś przez lat kilka robotnikiem w warstatach okrętowych w Brooklyn, znał praktyczną stronę tego zawodu. Po ścisłem więc dopiero obliczeniu i dojrzałym namyśle przystąpili nasi pracownicy do swego przedsięwzięcia.
Pencroff, czemu każdy łatwo uwierzy, palił się do tej roboty i nie opuszczał jej ani na chwilę.
Jedyna operacja zdolną była go oderwać od warstatu i to tylko na jeden dzień. Był nią drugi zbiór zboża, odbyty 15. kwietnia. Udał się on tak dobrze, jak pierwszy i przyniósł proporcję ziarn z góry zapowiedzianą.
— Pięć miar! panie Cyrus — rzekł Pencroff — po skrupulatnem odmierzeniu swoich skarbów.
— Pięć miar — odpowiedział inżynier — licząc więc po sto trzydzieści tysięcy ziarn na miarę, da to sześćset pięćdziesiąt tysięcy ziarn.
— Tak!... No, to posiejemy wszystko na
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.