Widzieli go także wyrzucającego przez dychawki na znaczną wysokość obłok pary... czy wody, ponieważ — jakkolwiek dziwnem to się zdaje — przyrodnicy i wielorybnicy nie zgodzili się jeszcze pod tym względem: woda to, czy powietrze, które zwierzę w ten sposób z siebie wyrzuca?
Ogólnie przypuszczają, że to para, która zgęściwszy się przy nagłem zetknięciu z chłodnem powietrzem, opada w postaci deszczu.
Bądź co bądź, jednak obecność tego ssaka zajmowała osadników. Drażniło to szczególniej Pencroffa i nabawiało go roztargnienia przy robocie. — W końcu nabrał takiej chętki do tego wieloryba, jak dziecko do przedmiotu, którego mu odmawiają. W nocy, marzył o nim głośno, i zaprawdę, gdyby miał jakikolwiek środek do pogoni za nim, gdyby szalupa zdolna była utrzymać się na morzu, byłby się nie wahał ani chwili.
Czego jednakże osadnicy nie mogli dokonać, dokonał za nich przypadek. Trzeciego maja okrzyki Naba, stojącego przy oknie w kuchni, obwieściły że wieloryb osiadł na płaszczystem wybrzeżu wyspy.
Na tę wieść Harbert i Gedeon Spilett, wybierający się na polowanie, porzucili strzelby, Pencroff puścił z rąk siekierę, Cyrus Smith i Nab połączyli się z nimi i wszyscy razem skierowali się pędem ku wybrzeżu.
Wieloryb osiadł na wybrzeżu o trzy mile od Pałacu Granitowego i przy pełnem morzu.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.