paszczy wieloryba opatrzoną była z obu stron w ośmset taśm rogowych, bardzo elastycznych, chrząstkowego składu, zaostrzonych przy końcach, jak dwa wielkie grzebienie, których zęby długie na sześć stóp, służą do przytrzymywania tysiąców żyjątek, małych rybek i molusków, stanowiących zwykłe pożywienie wieloryba.
Po ukończeniu tej operacji ku wielkiemu zadowoleniu operatorów, szczątki zwierzęcia zostawiono ptakom, które zapewne śladu z nich nawet nie zostawiły — i powrócono do zwyczajnych zajęć w Pałacu Granitowym.
Jednakże, przed wejściem jeszcze do warstatu okrętowego, przyszło Cyrusowi Smithowi na myśl zrobić rodzaj pastek, które wzbudziły żywą ciekawość w jego towarzyszach. Wziąwszy z tuzin fiszbinów, pociął je na sześć równych części i zaostrzył na końcach te kawałki.
— A to, panie Cyrus, — spytał Harbert po dokonaniu tej czynności — a to, do czego się przyda?...
— Do zabijania wilków, lisów i nawet jaguarów — odpowiedział inżynier.
— Teraz?
— Nie, tej zimy, gdy będziemy mieli lód pod ręką.
— Nie rozumiem... rzekł Harbert...
— Zaraz zrozumiesz, moje dziecię — odrzekł inżynier. Pastka ta nie jest moim wynalazkiem. Używają jej nader często myśliwcy aleuccy w Ameryce rossyjskiej.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.