Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

— Opuścić na kilka dni tylko — odparł Pencroff — na kilka tylko dni, panie Cyrusie! Na tyle czasu, ile wymaga droga tam i napowrót i zobaczenie, co też to za wysepka!
— Ależ nie może być warta wyspy Lincolna!
— Z góry jestem tego pewny!
— Pocóż więc się hazardować?
— Ażeby się dowiedzieć, co się dzieje na wyspie Tabor...
— Ależ tam nic się nie dzieje! nic się dziać nie może!...
— Kto to wie?
— A jeżeli was burza zaskoczy?...
— Nie ma się co tego obawiać w ciepłej porze roku — odrzekł Pencroff. Ponieważ jednak, panie Cyrus, ponieważ należy wszystko przewidywać, będę pana prosił o pozwolenie zabrania tylko Harberta w tę podróż.
— Pencroffie — odpowiedział inżynier, kładąc rękę na ramieniu marynarza — sądzisz więc, iż gdyby się przytrafiło jakie nieszczęście tobie i temu dziecku, które przypadek synem naszym uczynił — mybyśmy się kiedykolwiek pocieszyli?
— Panie Cyrus — odparł Pencroff z niewzruszoną ufnością — nie sprawimy wam nigdy tego zmartwienia. Zresztą, pomówimy jeszcze o tej podróży, gdy przyjdzie czas na nią. A potem, wystawiam sobie, że skoro pan obaczysz nasz statek tak pięknie zaopatrzony we wszystkie porządki, tak wybornie okasztelowany, gdy opły-