Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

nia — a co rzecz szczególna — obadwa zwierzęta zdały się raczej zaniepokojone, niż rozdrażnione.
— Widoczna — odezwał się Gedeon Spilett — że studnia ta ma związek bezpośredni z morzem i że jakiś zwierz morski wypływa z jej głębi od czasu do czasu dla odetchnięcia.
— To jawne — odrzekł marynarz — i inaczej niepodobna tego objaśnić. No, cicho!... Topie — dodał Pencroff, obracając się do psa — a ty Jowie, do swego pokoju!
Małpa i pies ucichły. Jow wrócił do swego posłania, ale Top pozostał w sali i nie przestawał warczeć przez cały wieczór.
Wkrótce zapomniano o tem zdarzeniu; zachmurzyło ono jednak czoło inżyniera.
Przez resztę lipca deszcz i mróz kolejno się zmieniały. Temperatura nie zniżyła się o tyle, jak przeszłej zimy i maksimum jej nie przeszło ośmiu stopni Fahrenheita (13°, 33 centigrad. poniżej zera). Ale jeżeli zima ta była mniej ostrą, za to panowały w niej ciągłe burze i wichry. Zdarzyły się znowu także gwałtowne ataki morza, którym kilkakroć ze szkodą uległy „dymniki.“
Patrząc na ich gwałtowność, sądzić należało, że przypływ morza, spowodowany jakiemś wstrząśnieniem podmorskiem, podnosił te poczwarne bałwany i miotał niemi na mury Granitowego Pałacu.
Osadnicy, gdy wychyleni z okien, obserwowali te niezmierne masy wody rozbijające się przed ich oczyma, nie mogli się dosyć nadziwić