wody, naówczas zupełnie spokojną. Ani na równi z jej poziomem, ani w którejkolwiek bądź innej części studni, nie otwierał się żaden korytarz boczny, któryby się mógł rozgałęziać wewnątrz masy skalistej. Mur, w który Cyrus Smith uderzył rękojeścią swego kordelasa, wydał dźwięk pełny. Był to granit zbity, przez który żadna żyjąca istota nie zdolna była sobie przebić drogi. Dla dostania się na spód studni i wzniesienia się następnie aż do jej otworu, trzeba było koniecznie przejść przez ów kanał, zawsze zalany, który łączył studnię z morzem wskróś skalistego podziemia wybrzeża, a to możebnem było tylko dla morskich zwierząt. Co do kwestji, dokąd dochodził ten kanał, do jakiego punktu wybrzeża i w jakiej głębi pod falami, niepodobna było tego rozstrzygnąć.
Cyrus Smith tedy, skończywszy swoje badanie, powrócił na górę, odjął drabinkę, nakrył napowrót otwór studni i wrócił zamyślony do wielkiej sali Pałacu Granitowego, mówiąc do siebie:
— Nic nie widziałem, a jednakże coś jest!
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.