Nab i Gedeon Spilett pozostaną w Pałacu Granitowym, ale przeciw temu wniesione zostało od razu jedno przedstawienie — oto Gedeon Spilett, pomny na swój urząd korespondenta dziennika New York Herald, oświadczył, że raczej wpław się uda za okrętem, niżeliby miał opuścić podobną sposobność. Pozwolono mu więc wziąć udział w wyprawie.
Jeszcze tego wieczora zniesiono na pokład Bonawentury kilka kawałków pościeli, narzędzia, broń, amunicję, busolę i żywność na dni ośm, a uwinąwszy się raźnie z ładugą, powrócili osadnicy do Pałacu Granitowego.
Nazajutrz, o godzinie piątej z rana, nastąpiło pożegnanie, przyczem obustronnie nie obeszło się bez wzruszenia. Pencroff, rozpiąwszy żagle, skierował statek ku przylądkowi Ostrego Szponu, który opłynąwszy dokoła, należało następnie puścić się prosto w kierunku południowo-zachodnim.
Bonawentura oddalił się już ćwierć mili od brzegów, gdy pasażerowie jego ujrzeli na górze Pałacu Granitowego dwóch ludzi dających im znaki pożegnalne. Był to Cyrus Smith i Nab.
— Oto przyjaciele nasi! zawołał Gedeon Spilett. Wszak to pierwsze rozłączenie się nasze od piętnastu miesięcy!...
Pencroff, korespondent i Harbert po raz ostatni skinęli im na znak pożegnania, i Pałac Granitowy zniknął wkrótce po za wysokiemi skałami przylądka.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.