Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

cenia, w jakie popadł ten nieszczęsny, jak tylko to, że więzienie jego na tej wysepce trwało już bardzo dawno i że dostawszy się na nią człowiekiem rozumnym, przez odosobnienie od świata doszedł do takiego stanu?
Wtedy korespondent wpadł na myśl, czy może widok ognia sprawi na nim wrażenie, i w jednej chwili zajaśniał na ognisku jeden z tych pięknych płomieni, które nawet zwierzęta ku sobie przyciąga.
Widok płomienia zdawał się zrazu zwracać uwagę nieszczęśliwego, lecz wkrótce odwrócił się od niego i oko jego popadło w dawną bezmyślność.
Nie pozostawało w tej chwili widocznie nic innego, jak tylko odprowadzić go na pokład Bonawentury, co też uczyniono, zostawiając go pod strażą Pencroffa.
Tymczasem Harbert i Gedeon Spilett udali się na wysepkę, aby załatwić co było jeszcze do załatwienia, i w kilka godzin później powrócili na brzeg morza, przynosząc narzędzia i broń, zbiór nasion warzywnych, kilka sztuk zwierzyny i dwie pary nierogacizny. Naładowano to wszystko na statek, i Bonawentura czekał tylko przypływu, który miał nastąpić nazajutrz rano, ażeby podnieść kotwicę.
Więźnia umieszczono w przedniej kajucie, gdzie się zachowywał spokojnie i cicho, jak głuchy i niemy zarazem.
Pencroff dał mu jeść, lecz nie chciał tknąć mięsa gotowanego, które mu podano; snać już