Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

wybuchu. Mimo to miano i nadal używać pyroksylu, substancja ta bowiem dawała znakomite rezultaty, nie było więc powodu zastępywać ją zwyczajnym prochem.
Gdy okręt wyładowano, odezwał się Pencroff:
— Sądziłbym, panie Cyrus, że byłoby roztropnie, umieścić Bonawenturę w miejscu bezpiecznem.
— Alboż mu nie dobrze przy ujściu Dziękczynnej? zapytał Cyrus Smith.
— Nie, panie Cyrus, odparł marynarz. Połowę czasu siedzi na piasku, i to go osłabia. Bo widzisz pan, jest to sobie chwacki okręcik i dzielnie się trzymał podczas burzy, która nas zapadła w powrocie.
— Czy nie możnaby go utrzymać na wodzie, w samej rzece?
— Możnaby, bez wątpienia, panie Cyrus, ale to ujście nie przedstawia żadnego schronienia, i sądzę, że przy wiatrach wschodnich, mógłby Bonawentura wiele ucierpieć od morskich bałwanów.
— Więc gdzież go chcesz umieścić, Pencroffie?
— W porcie Balonowym, odparł marynarz. Mała ta przystań, ze wszystkich stron zasłoniona skałami, wydaje się jakby stworzoną dla niego.
— Czy nie zadaleko to trochę?
— Ba! od pałacu Granitowego nie dalej jak trzy mile, i to gładką drogą, prosto jak strzelił.
— Dobrze więc, Pencroffie, odprowadź Bo-