Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

nawenturę na jego miejsce, odparł inżynier chociaż jabym go wolał mieć bliżej pod okiem. Gdy będziemy mieli czas, musimy dla niego urządzić mały porcik.
— Wyśmienicie! zawołał Pencroff. Port z farusem, z tamą i z warstatem okrętowym! Nie! doprawdy, panie Cyrus, przy panu wszystko jest bagatelą!
— Tak jest, mój dzielny Pencroffie — odparł inżynier — lecz tylko wtedy, gdy ty mi dopomagasz, w każdej naszej robocie trzy czwarte części zasługi do ciebie należą!
Harbert z marynarzem wsiedli więc znów na Bonawenturę, podnieśli kotwicę, rozpięli żagiel i pędzeni wiatrem mknęli szybko ku przylądkowi Ostrego Szponu. W dwie godziny później spoczywał okręt na spokojnych wodach przystani Balonowej.
Czyli też nieznajomy w pierwszych dniach swojego pobytu w Pałacu Granitowym zdradzał czemkolwiek, że zdziczała natura jego złagodniała? Czy na dnie tego zamglonego umysłu błysnęło żywsze światełko? Czy wreszcie obudzała się na nowo dusza w tem ciele? Tak, bez żadnej wątpliwości, i to do tego stopnia, że Cyrus Smith i korespondent zapytywali sami siebie, czyli u tego nieszczęśliwego wygasł był kiedy rozum do szczętu.
Zrazu, przywykł żyć bezustannie pod gołem niebem; do tej wolności niekiełzanej, jakiej używał na wyspie Tabor, objawiał nieznajomy kilkakrotnie przytłumioną wściekłość, tak że oba-