nieznajomy był tylko chorym! Czy też ten chory wyzdrowieje kiedy?
Inżynier śledził go dzień i noc! Jak on czatował na tę duszę, jeśli się godzi tak wyrazić! Jak on każdej chwili był gotów ją uchwycić i przytrzymać!
Osadnicy z żywem współczuciem śledzili wszystkie fazy tej kuracji podjętej przez Cyrusa Smitha. Pomagali mu także w tem dziele ludzkości, i wszyscy, z wyjątkiem może niewiernego Pencroffa, podzielali wkrótce jego ufność i nadzieję.
Nieznajomy, jak powiedzieliśmy, był zupełnie spokojny i okazywał dla inżyniera, którego wpływ wyraźnie uczuwał, rodzaj przywiązania. Cyrus Smith postanowił zatem przedsięwziąć z nim próbę, przenieść go w inne miejsce, przed ten Ocean, na który oczy jego zwykły były dawniej patrzeć, na brzeg boru, który miał mu przypomnieć owe lasy, w których upłynęło tyle lat jego życia!
— Lecz możemy-ż być pewni — rzekł Gedeon Spilett — że puszczony na wolność, nie umknie nam?
— Jest to próba, którą trzeba przedsięwziąć — odparł inżynier.
— Niech będzie! — rzekł Pencroff. — Skoro kawaler nasz zobaczy tylko przed sobą czyste pole i poczuje wolność, drapnie, że aż się za nim zakurzy!
— Ja tak nie sądzę, — odparł Cyrus Smith.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/245
Ta strona została uwierzytelniona.