Spilettem zajmowali się razem bądź rozmaitemi pracami chemicznemi, bądź też fizykalnemi. Korespondent porzucał inżyniera wtedy tylko, gdy szedł na polowanie z Harbertem, roztropność bowiem nakazywała nie puszczać więcej młodego chłopca samego w las i mieć się na ostrożności. Nabowi i Pencroffowi również nie zbywało na zatrudnieniu, raz w oborze, to znów w podwórku około drobiu.
Nieznajomy pracował ciągle na uboczu i wrócił na nowo do dawnych swych zwyczajów: nie brał udziału we wspólnym posiłku, sypiał pod drzewami na terasie, nie mięszał się nigdy do ich towarzystwa. Zdawało się istotnie, że obcowanie z tymi, którzy go ocalili, było dlań nieznośnem!
— Lecz w takim razie, zauważał Pencroff, dlaczegoż wzywał pomocy ludzkiej? Dlaczego rzucił do morza ów dokument?
— On nam to sam powie, odpowiadał zawsze Cyrus Smith.
— Kiedy?
— Może prędzej niż się spodziewasz, Pencroffie.
I w samej rzeczy chwila wyznania była niedaleką.
Dnia 10 grudnia, w tydzień po swym powrocie do Pałacu Granitowego, stanął nagle nieznajomy przed Cyrusem i rzekł do niego głosem łagodnym i kornym:
— Panie, miałbym do pana prośbę.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.