terasę, lecz nigdzie nie znaleźli Ayrtona. Ayrton w nocy powrócił do swego mieszkania w oborze, i osadnicy uznali za rzecz stosowną, nie narzucać mu się ze swą obecnością. Czas, sądzili, dokona tego, czego nie mogła sprawić zachęta z ich strony.
Harbert, Pencroff i Nab powrócili do dawnych swych zajęć. Tego dnia sprowadziła także zwykła praca Cyrusa Smitha z korespondentem w warstacie założonym w „dymnikach“.
— Wiesz kochany Cyrusie, rzekł Gedeon Spilett, że twoje wyjaśnienia wczorajsze co do owej butelki, nie zadowoliły mnie zupełnie! Czy podobna przypuścić, ażeby biedak ten mógł napisać ów dokument i rzucić butelkę do morza, a nie zachować o tem najmniejszego wspomnienia?
— Bo też on jej nie rzucił, kochany Spilecie.
— Więc i ty twierdzisz...
— Niczego nie twierdzę, bo nic nie wiem! odparł Cyrus Smith, przerywając korespondentowi — wypadek ten zaliczam do rzędu tych, których dotychczas nie potrafiłem sobie wytłumaczyć — i na tem poprzestaję!
— W istocie Cyrusie, rzekł Gedeon Spilett, to są rzeczy trudne do uwierzenia! Twoje ocalenie, owa skrzynia wyrzucona przez morze, przygody Topa, wreszcie ta butelka... Czyż nigdy nie znajdziemy rozwiązania tych zagadek?
— Znajdziemy! odparł żywo inżynier, znaj-
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.