późna jesień, trzeba więc tę podróż odłożyć do przyszłej wiosny.
— A gdyby jach szkocki przybył tymczasem? zapytał Pencroff.
— Bardzo o tem wątpię, odparł inżynier, lord Glenarvan bowiem nie obierałby właśnie pory zimowej, aby się puszczaś na tak dalekie morza. Albo więc wrócił już na wyspę Tabor przez ten czas, kiedy Ayrton jest z nami, to jest w ciągu tych pięciu miesięcy, i odpłynął, albo przybędzie dopiero później, i dość będzie czasu pierwszych pogodnych dni października udać się na wyspę Tabor, i tam zostawić wiadomość o sobie.
— Trzeba przyznać, rzekł Nab, że byłoby o wielce fatalną rzeczą, gdyby Duncan dopiero kilka miesięcy temu pojawił się był w tych stronach!
— Mam nadzieję, że tak nie było, odparł Cyrus Smith, i że niebo nie pozbawiło nas tego najdzielniejszego środka wybawienia, jaki nam pozostał!
— Sądzę, rzekł korespondent, że na wszelki wypadek za powrotem naszym na wyspę Tabor, będziemy wiedzieli, czego się trzymać, jeśli bowiem Szkoci już tam byli, to niezawodnie musieli zostawić ślady swojego pobytu.
— To rzecz jasna, odparł inżynier. Ponieważ więc, przyjaciele, pozostał nam jeszcze ten środek wybawienia, czekajmy przeto cierpliwie, a gdyby on nas ominął, wtedy obaczymy co począć dalej.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/302
Ta strona została uwierzytelniona.