Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/303

Ta strona została uwierzytelniona.

— W każdym razie, rzekł Pencroff, rozumie się, że czy w ten czy w inny sposób opuścimy wyspę Lincolna, to nie dlatego, aby nam tu źle było!
— Wcale nie, Pencroffie, odparł inżynier, ale dlatego, że jesteśmy tu odłączeni od wszystkiego, co człowiek najbardziej na świecie kochać powinien, od rodziny, przyjaciół, kraju ojczystego!
Powziąwszy to postanowienie, nie było odtąd więcej mowy o budowie okrętu tak dużego, by się można było puszczać nim bądź to na północ, aż do Archipelagu, bądź na zachód, aż do Nowej Zelandji, a zajmywano się zwykłemi robotami, ze względu na zbliżającą się trzecią z rzędu zimę, którą mieli przepędzić w Pałacu Granitowym.
Bądź co bądź postanowiono jednak przed rozpoczęciem się słot zimowych użyć szalupy do objażdżki na około wyspy. Nie zwidzono jeszcze bowiem do tego czasu dokładnie wszystkich wybrzeży, a zwłaszcza mieli osadnicy bardzo niejasne wyobrażenie o wybrzeżach zachodnich i północnych, od ujścia rzeki Wodospadowej aż do przylądku Obu Szczęk, tudzież o wąziutkiej zatoce wżynającej się w niego na kształt szczęki rekina.
Projekt tej wycieczki podał Pencroff, a Cyrus Smith dał na nią zupełne przyzwolenie, sam bowiem chciał poznać całą tę część swego państwa.
Czas był w ówczas zmienny, barometr je-