Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.

w oddaleniu pół mili. Łatwo było rozpoznać, że składały się one z brył rozmaitej wielkości, od dwudziestu do trzystu stóp wysokich, i rozmaitych kształtów, okrągłych jak wieża, czworograniastych jak dzwonnica, piramidalnych jak obelisk, stożkowych jak komin fabryczny. Lodowce mórz północnych w swej wspaniałej grozie nie mogły mieć kształtów dziwaczniejszych! Tu wisiał jakoby most przerzucony z jednej skały na drugą, ówdzie rysowały się potężne łuki niby w nawie kościelnej, których szczytu wzrokiem nie podobna było dosięgnąć; na jednem miejscu wznosiły się olbrzymie pieczary, których sklepienia przedstawiały widok wspaniały, na innem znów jeżył się istny las iglic, wieżyczek i kończyn w takiej liczbie, jakiej żadna katedra gotycka nigdy nie posiadała. Najkapryśniejsze wymysły natury, stokroć dziwaczniejsze i rozmaitsze niżeli wyobraźnia ludzka wytworzyćby zdołała, jednoczyły się tu na tych wspaniałych wybrzeżach, ciągnących się ośm lub dziewięć mil wzdłuż.
Cyrus Smith i towarzysze jego spoglądali na nie z wyrazem zdumienia graniczącego z osłupieniem. Milczeli jednak wszyscy, Top tylko nie troszcząc się o to, co się w około niego działo, poszczekiwał głośno, a szczekaniu jego odpowiadały tysiącznem echem skały bazaltowe. Inżynier zauważył nawet, że szczekanie to było jakieś dziwaczne, jakby podobne do owego nad otworem studni w Pałacu Granitowym, i rzekł:
— Przybij do brzegu.