Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

— A czemuż nie wywiesza swéj bandery? — pyta Clerbaut.
— Alboż ja wiem? Z pewnością ma jakiś powód!
— Mój wuju, daj mi lunetę — odezwała się Marya, wyrywając Janowi z rąk to narzędzie. — Ja go chcę piérwsza zobaczyć!
— A to jakiém prawem? Przecież to syn!...
— Tak, mój wujciu, ale właśnie dlatego że twój syn, toś mu się przez lat trzydzieści miał dosyć czasu napatrzyć, a moim narzeczonym jest dopiero od lat dwóch.
Nieusztraszony był teraz najzupełniéj widoczny. Jego osada przygotowywała się do wylądowania. Żagle górne zostały ściągnięte. Można było rozpoznać majtków, uwijających się po linach. Ale ani Marya, ani Jan Cornbutte nie mogli dotąd powitać znakami przewodnika statku.
— Patrzcie, a toż piérwszy porucznik, Andrzéj Vasling! — zawołał Clerbaut.
— A tamten... dalibóg, to Misonne, cieśla — rzekł ktoś z obecnych.
— I nasz przyjaciel Panellan! — zawołał inny‘