ny przedniego masztu, o jednym tylko żaglu, pędził ku wirowéj otchłani. Kapitan Ludwik Cornbutte, widząc iż goeletta dąży do niechybnéj zguby, kazał spuścić szalupę. Pomimo próśb i przedstawień swéj załogi, puścił się na morze w towarzystwie majtka Cortrois i Piotra Nouquet, cieśli. Osada wytężonym wzrokiem śledziła ruchy szalupy, aż do chwili zniknięcia jéj sród mgły. Noc nadeszła; morze burzyło się coraz silniéj. Nieustraszony, którego wichry nieprzyjazne zapędziły tak daleko, był narażonym na to, iż go mogły pochłonąć burzliwe wichry Maëlstromu, gdyby miał udać się w ich stronę. Pomimo niebezpieczeństwa, statek nasz krążył przez dni kilka około miejsca wypadku, ale napróżno: ani goeletty, ani szalupy z Ludwikiem Cornbutte i dwoma marynarzami nie ujrzano już. Wówczas porucznik Vasling, wobec zgromadzonéj załogi, objął dowództwo okrętu i kazał go skierować na drogę ku Dunkierce“.
Jan Cornbutte, wysłuchawszy tego zwięzłego sprawozdania, płakał gorącemi łzami przez jakiś czas, ale mężne i szlachetne jego serce znalazło pewną pociechę w téj okoliczności, że syn zginął, niosąc pomoc bliźnim. Opuścił wreszcie biedny
Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/023
Ta strona została uwierzytelniona.