odgłos rozmowy. Słuchał więc uważnie i poznał głos Penellana.
Rozmowa zapewne trwała już dość długo, a w téj chwili zdawało się, iż Marya stara się przekonać o czémś starego marynarza i nie zgadza się z jego zdaniem.
— Ile lat ma mój wuj? — spytała po chwili.
— Około sześćdziesięciu — brzmiała odpowiedź.
— A pomimo to czyliż zamierzona wyprawa nie będzie dla niego niebezpieczną?
— Ba!... to co innego. Nasz kapitan jest człowiekiem tęgim i silnym — odrzekł marynarz. — Ma on ciało jakby z dębowego drzewa, a muskuły silne, nakszałt drąga zapasowego. Zna się z morzem wybornie i może sobie z niego żartować!
— Mój poczciwy Penellanie, wierzaj mi, jest się zawsze silnym, kiedy się kocha. A zresztą trzeba téż ufać Opatrzności. Rozumiecie mnie dobrze i z pewnością pomożecie mi w moim zamiarze.
— To niepodobna — odrzekł Penellan. — Kto wié co nas tam czeka, co będziemy musieli przecierpiéć. Widziałem ja już najdzielniejszych
Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/028
Ta strona została uwierzytelniona.