Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

ukazała się na widokręgu, rosły i zbliżały się ustawicznie. Penellan ujął za stér, a Jan Cornbntte, stanąwszy na jednym z drągów przedniego masztu, wyznaczał kierunek.
Około wieczora statek został okrążony przez te pływające góry, których siła niszcząca w razie zetknięcia się jest nieprzeparta. Należało tak kierować statkiem, aby te masy lodowe zręcznie wymijać i starcia się nie dopuścić, a mimo to płynąć wciąż naprzód. Co do tego ostatniego, niespodziéwane przeszkody utrudniały niezmiernie działania: oto nie można było kierować się według pewnych stałych punktów, bo pływające góry ustawicznie je zasłaniały i zdawało się, że wszystko naokoło w ciągłym jest ruchu. Wkrótce téż zapadły cienie wieczora, a mgła zasłoniła do reszty widoki okoliczne. Marya wówczas zeszła do swéj kajuty; ośmiu ludzi zostało na pokładzie, aby walczyć z żywiołami. Uzbrojeni długiemi drągami i hakami, z mozołem odpędzali masy lodowe, które lada chwila mogłyby zdruzgotać statek.
Nieustraszony wpłynął wkrótce w cieśninę tak wązką, że częstokroć wystające drągi jego masztów uderzały o lodowe jéj brzegi, wskutek