Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo łaskawie, że ponieważ biédny rozbitek najniezawodniéj zginął, więc nie pozostaje jéj nic innego, jak losy swojéj przyszłości oddać w inne ręce.
Co prawda, Marya nie dość jeszcze pojmowała ukrytą myśl pana porucznika, a na wielkie jego niezadowolenie, rozmowy tego rodzaju nigdy się stosownie przedłużyć nie mogły. Poczciwy Penellan umiał zawsze przerwać je wporę i z niezmienną zręcznością tak je kierował, iż dowodził jak na dłoni, że słowa zapewnień o śmierci pewnéj Ludwika traciły wszelkie znaczenie.
Marya, mimo trudów i nudów podróży, nie zostawała ani na chwilę bez odpowiedniego zajęcia. Stosując się do rady sternika, sporządzała swą odzież zimową, którą zresztą trzeba było zastosować do warunków miejscowych. Jéj kobiece suknie nie były pod tą szerokością geograficzną wcale właściwém odzieniem. Musiała się zgodzić na przywdzianie szérokich spodni futrzanych, nogi odziać w buty ze skór foki i na to wszystko włożyć okrycie ciasne i długie tylko do łydek, aby jéj ono nie przeszkadzało w brnieniu po śniegu, który tu pokrywa ziemię grubym po-