te, i wkrótce wszyscy znaleźli się obok Penellana.
Bretończyk miał słuszność. Ziemia w jednym pukcie wznosiła się i wydłużała kulisto, stanowiąc wyborny przylądek i rodzaj zatoki, mającéj z milę obszaru w swojém zagłębieniu. Śród téj zatoki pływały lody ruchome, a morze, zasłonięte od mroźnych wiatrów północnych, byo tu niezam znięte.
To miejsce na zimową siędzibę było wyborne. Należało sprow dzić tu okręt, lecz Jan Cornbutte zauważył, że płaszczyzna lodowa była tak grubą, iż wyrąbanie w niej przejście dla statku było istotném niepodobieństwem. Należało więc szukać innéj przystani, ale wszelkie starania pod tym względem były próżnemi. Okolica przedstawiała niezmierną płaszczyznę i była wystawiona na całą siłę wichrów północnych. Ta okoliczność zmartwiła kapitana, i to témbardziéj, że Vasling niezbitemi argumentami starał się dowieść, że położenie jest jaknajgorsze. Penellan zato, wedle zwyczaju, i teraz usiłował podtrzymać odwagę towarzyszów, mówiąc po staremu, iż „niéma tego złego, coby na dobre nie wyszło“.
Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.