Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

Ponieważ poszukiwania w stronie północnéj nie powiodły się, należało przeto szukuć przystani zimowéj dla okrętu w okolicy południowéj. Trzeba się było wrócić i to bez wahania. Nasza gromadka istotnie téż zawróciła na drogę ku okrętowi, z tém większym pośpiechem, że i zapasy żywności już się wyczerpywały. Jan Cornbutte przez całą drogę upatrywał jakiegoś możliwego przejścia, albo szczeliny, któraby się dała rozszérzyć na kanał dla statku — lecz napróżno.
Około wieczora, marynarze zbliżyli się do miejsca, w którém nocowali poprzedniego dnia. Od rana prawie śniég nie padał wcale, mogli więc rozpoznać ślady swojego ciała, odciśnięte na płaszczyźnie. Należało i teraz spocząć tutaj, okrywszy się przeto swojemi skórami bawolemi, legli i wkrótce posnęli.
Penellan, wielce udręczony niepowodzeniem wyprawy, spał źle i niespokojnie. Budził się cochwila, i naraz, śród takiego przebudzenia, uwagę jego zwrócił oddalony i głuchy łoskot.
Wytężył słuch, a ów łoskot tak mu się dziwnym wydał, że targnął Jana Cornbutta za ramię, budząc go.
— Co tam? — mruknął kapitan, według że-