porę, lecz trwoga ścięła krew jego, gdy poczuł, że koniec drąga natrafił na twardą i nieprzebytą ścianę.
— Kapitanie — rzekł do Cornbutta, który natychmiast podszedł ku niemu — jesteśmy zasypani śniegiem!...
— Co mówisz!?
— Mówię że śniég nagromadził się około nas i nad nami w takiéj masie, iż stwardniawszy jak skała, pogrzebał nas żywcem.
— Usiłujmy przebić tę masę — szepnął strwożony kapitan.
Dwaj starzy przyjaciele próbowali całą siłą ramion usunąć lodową zaporę, ale napróżno. Śniég zmarzł i na jakie pięć stóp grubości utworzył jednolitą skałę, która wraz z ścianami domu stała się nierozdzielną masą.
Cornbutte nie mógł się powstrzymać od wydania krzyku rozpaczy, który zwabił Misonne’a i Vaslinga. Ostatni wymruczał straszliwe przekleństwo, a zęby jego zgrzytnęły od wściekłości.
W téj chwili kłęby dymu buchnęły z ogniska do wnętrza chaty, nie znajdując dla siebie wyjścia.
Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.