Jan Cornbutte i Marya znalezli się wkrótce przy zwłokach, które już od mrozu stężały. Boleść malowała się na twarzach wszystkich. Umarły był jednym z towarzyszów zaginionego Ludwika Cornbutte.
— Naprzód! — zawołał Penellan, przerywając ogólną zadumę.
Szli więc znowu daléj przez pół godziny, nie mówiąc ani słowa, aż nagle spostrzegli zarysy lądu.
— Wyspa Shannon! — zawołał Jan Cornbutte.
W odległości mili spostrzegli wyraźnie słup dymu, wzbijający się wysoko nad chatą ze śniegu, zamkniętą na drewniane drzwi. Ujrzawszy to, wydali okrzyk radości. Z chaty wyszło dwóch ludzi a Penellan, spojrzawszy na nich, krzyknął z całéj siły.
— Piotrze, Piotrze!...
Był to drugi z towarzyszów Ludwika, Piotr Nouquet. Stał obojętnie, patrząc przed siebie jak człowiek ogłupiały z cierpień, niemający świadomości tego, co się dzieje. Vasling spojrzał na Nouqueta i jego nieznanego towarzysza z dziką radością.... bo między nimi nie ujrzał Ludwika.
Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.