Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

przemiany marynarze ciągnąć musieli. Jan Cornbutte skierował pochód drogą, którą poprzednio przebieżeli. Spodziéwał on się, że idąc tędy, napotka owe składy z zapasami żywności, które w różnych punktach drogi pozostawił, a które bardzoby się przydały, ze względu że przybyły cztéry osoby do żywienia. Tym sposobem bardzo zależało na tém, aby od właściwego kierunku nie zboczyć.
Opatrzność sprawiła, że nasi marynarze w swojéj podróży natrafili na zatracone sanie, które więc znowu odzyskali. Biédne psy, zgłodzone do najwyższego stopnia, choć pożarły już zapasy i rzuciły się na żywność w saniach, na szczęście po większéj części dobrze zabezpieczoną, teraz ocalały i musiały pójść znowu do roboty.
Gromadka nasza postępowała ochoczo w kierunku przystani zimowéj, w któréj przebywał statek. W drodze zauważono, że Vasling, Aupic i dwaj Norwegczycy trzymali się ciągle na uboczu, nie łącząc się z innymi towarzyszami. Wzbudziło to podejrzenie ogólne do tego stopnia, że nic im nie mówiąc, każdy miał na nich zwróconą uwagę. Widoczném było, iż ziarno rozdwojenia padło i zakiełkowało w gromadce, która dotąd