że przyprawi go o szaleństwo. Nie zdając sobie jednak sprawy z tego zjawiska, szedł wciąż daléj za jakimś ptakiem, którego wreszcie położył trupem. Ptak zakręcił się w powietrzu i spadł, a Ludwik by go podnieść, skoczył ze wzgórka na płaszczyznę. Wskutek złudzenia jednak wzrokowego, upadł ciężko, bo skoczył z wysokości dziesięciu stóp, sądząc że było dwie najwyżéj. Szał opanował go na dobre; nie potłukłszy się zbytecznie, począł wołać z całéj siły o ratunek. Dopiéro dojmujące zimno wróciło mu przytomność; instynkt zachowawczy począł znów być czynnym i Ludwik podniósł się z ciężkością.
Kiedy stanął na nogach i rozejrzał się wokoło, poczuł szczególną woń przypalonéj tłustości. Ponieważ wiatr wiał od strony statku, przeto widoczném było, że woń ta ztamtąd przychodziła, ale Ludwik nie mógł pojąć, w jakimby celu smażono tam tłuszcz, którego zapach mógł z łatwością ściągnąć całe stada białych niedźwiedzi.
Ludwik zawrócił się w drogę ku okrętowi i gdy zbliżył się ku niemu, dziwny widok wstrząsnął trwogą i tak już podrażniony niepokojem umysł jego. Zdawało mu się, że jakieś olbrzymie masy poruszają się na widokręgu i zapytywał się,
Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.