Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja tutaj pierwéj siedziałem — rzekł Bretończyk surowo. — Dlaczegoś pan zajął moje miejsce?
— Jak widzisz; mam zamiar gotować sobie posiłek.
— Zabiéraj to sobie natychmiast i odejdź, albo.... zobaczymy!
— Nic nie zobaczymy — odrzekł Vasling — i ja nic zabiérać nie będę.
— Nie pokosztujesz twego posiłku! — krzyknął Penellan, rzucając się na Vaslinga, który wydobył swój nóż z za pasa.
— Do mnie, Aupic, do mnie, Norwegczycy! — krzyknął porucznik, zrywając się.
Wezwani stawili się natychmiast, uzbrojeni w pistolety i puginały. To uzbrojenie dowiodło, iż walka była przewidzianą, a zaczepka umyślną.
Penellan rzucił się na Vaslinga, który, widocznie według poprzednio ułożonego planu, postanowił walczyć z nim sam na sam, ponieważ jego towarzysze uderzyli na Misonne’a, Turquiette’a i Nouqueta, leżących w swoich łóżkach. Ten ostatni, osłabiony przez dręczącą go chorobę, przypadł na udział olbrzymiego Herminga. Misonne porwał siekiérę i wyskoczywszy z łóżka, rzucił się na naciérającego Aupica. Turquiette i Jocki