Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

sześciu stopni. Marya wówczas wzięła się gorliwie do przygotowania dla osady odzieży letniéj.
Od porównania dnia z nocą słońce bezustanku świéciło, zawieszone prawie nieruchomo nad horyzontem. Rozpoczęło się osiem miesięcy ciągłego dnia. Ta ciągła jasność, w połączeniu z wzrastającém, jakkolwiek słabém jeszcze, ciepłem, oddziaływała skutecznie na topnienie lodów.
Trzeba było teraz jak najśpieszniéj zepchnąć statek z lodowego pagórka. Łatwo było przewidziéć, że w czasie pękania lodów, Nieustraszony, pozostawszy w swojém lodowém łożysku, mógłby na tém niemało ucierpiéć. Przy ciągłém doprowadzaniu go do równowagi, przy usilnéj troskliwości o jego bezpieczeństwo, sam jego ciężar obniżał go wczasie topnienia coraz bardziéj, a w piérwszych dniach kwietnia statek znalazł się na poziomie właściwym.
W tym téż miesiącu zaczęły padać uléwne dészcze, które, spadając kałużami na płaszczyzny lodowe, przyśpieszały jeszcze ich topnienie. Termometr stał wówczas na dziesiątym stopniu niżéj zera. Niektórzy marynarze pozrzucali już z siebie odzież futrzaną i uznano za niepotrzebne palić