ny a radny przechylał się na stronę pokoju. Z przyspieszonego bicia serc, z twarzy zarumienionych, ściśniętych źrenic, drżenia muskułów i zmienionego głosu pojąć było łatwo, że bliscy byli do rzucenia się na siebie.
Ale wielki zegar odezwał się w porę i powstrzymał przeciwników w chwili, gdy już się mieli pochwycić za bary.
— Oto naznaczona godzina wybiła, zawołał uroczyście burmistrz.
— Co za godzina? zapytał zaperzony radny nie pomiarkowawszy się na razie.
— Godzina w której udać się potrzeba na alarmową wieżę.
— Masz pan słuszność i mniejsza z tem jak się to panu podoba, ja idę tam zaraz, łaskawy panie.
— I ja tam idę w ten moment.
— To chodźmy!
— Dobrze, więc chodźmy!
Te ostatnie słowa pozwalały przypuszczać że spotkanie ma niebawem nastąpić i że przeciwnicy udadzą się na plac; tak jednakże nie
Strona:Juliusz Verne - Fantazyja d-ra Ox.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.