Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/106

Ta strona została uwierzytelniona.
– 98 –

— Mój kochany Jacobusie — prosił Cypryan szlifierza — bądź pan tak dobrym i zrób facettę na tym kamieniu, chciałbym się przekonać, co się ukrywa pod jego powłoką.
— Owszem, bardzo chętnie — odrzekł stary, biorąc kamień od Cypryana — ale uzbrój się pan w cierpliwość.
Szlifierz zabrał się do roboty, a wziąwszy ze swoich zapasów kamień 5 karatowy również nieobrobiony, obsadził je w pewnego rodzaju kleszcze i począł silnie trzeć jeden o drugi.
— Łatwiej byłoby odłupać uderzeniem młota rudę go pokrywającą, ale naraziłbym kamień na pęknięcie — objaśniał Cypryana.
Dwie godziny trwała ta robota, następnie tyleż czasu użyto na polerowanie ścianki, nareszcie Jacobus drżącą ręką zbliżył kamień do okna.
Piękna facetta, czarna, nieporównanego blasku, olśniła wzrok patrzących.
Dyament był czarny!
— Jest to najpiękniejszy z cennych kamieni, które kiedykolwiek odbijały światło dzienne — zawołał stary szlifierz, — a jakże on będzie promieniał, gdy wszystkie facetty będą zrobione.