Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/107

Ta strona została uwierzytelniona.
– 99 –

— Może się pan tem zajmiesz — proponował Cypryan.
— Zapewne, kochany synu, byłoby to moją sławą, koroną mojego długiego życia, ale może powierzysz go pan młodszym, pewniejszym rękom, niż moje?
— Nie, sądzę, że pan najlepiej wywiążesz się z tego zadania — zapewniał go Cypryan. — Zatrzymaj pan kamień, jestem pewny, iż stworzysz arcydzieło!
Starzec obracał kamień w dłoni, jakby zakłopotany tem, co miał uczynić.
— Jedno tylko mnie niepokoi — przemówił — czy to bezpiecznie będzie mieć w moim lichym domku taki skarb. Złych ludzi w naszej okolicy nie brak.
— Jeżeli pan się obawiasz, to nie mów nikomu o tem — rzekł Cypryan — ja również przyrzekam zachować ścisłe milczenie.
Jacobus namyślał się.
— Nie, tutaj nie mogę podjąć się tej roboty, nie spałbym spokojnie ani jednej nocy. Znając jednak zaufanie pańskie do mnie, ośmielam się zrobić mu propozycyę następującą. Udam się do miejsca, gdzie mnie nie znają, wynajmę sobie izdebkę i tam pracować będę w ciszy, lecz doprawdy wstydzę się przedłożyć panu taki projekt.
— Obawy pańskie uważam za zupełnie