Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/111

Ta strona została uwierzytelniona.
– 103 –

kins, że miliony owe otrzymałbym tylko w razie, gdyby dyament ten był dziełem natury, a nie tworem chemika.
— A tak... tak — potwierdził Watkins. — Czyż jednak jesteś pan tego pewnym, iż możesz ich więcej zrobić? Możesz mi pan za to ręczyć?
Cypryan zawahał się z odpowiedzią.
— Otóż widzi pan! — ciągnął dalej pan Watkins — nie ufasz pan sobie, czy i następne próby dadzą tak pomyślny rezultat! Na razie dyament posiada ogromną wartość, pocóż więc mówić każdemu, iż jest on sztucznym?
— Powtarzam panu — odpowiedział Cypryan — iż tak ważnej naukowej tajemnicy, utaić nie mogę.
— Tak... tak, już rozumiem — dodał Watkins — powrócimy jeszcze do tego przedmiotu, a tym czasem bądź pan przekonanym, że mnie i moją córkę powodzenie jego bardzo cieszy. A czy niemógłbym się temu olbrzymowi raz jeszcze przyjrzeć?
— Niestety, nie posiadam go więcej — powiedział Cypryan.
— Posłałeś go pan już do Francyi? — krzyknął przestraszony fermer.
— Nie, jeszcze nie, lecz dałem go Wan-