Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/120

Ta strona została uwierzytelniona.
– 112 –

panny Alicyi podchodziły do stołu, domagając się okruszyn.
Alicya siedziała obok ojca, robiąc ze zwykłą sobie gracyą honory pani domu. W duszy jej jednak ukrytym był smutek z powodu, iż Cypryan uchylił się od udziału w bankiecie, nie chcąc przebywać w towarzystwie Pantalacciego i jemu podobnych. Nie przyjął też zaproszenia stary Wandergaart.
Uczta dobiegała do końca w dość dobrym porządku, bo obecność Alicyi nakładała pęty najswawolniejszym gościom.
Annibal Pantalacci tylko niezaniedbał swoim zwyczajem dokuczać Matysowi Pretorius, strasząc go, iż sztuczne ognie wybuchną z pod stołu i, że po odejściu panny Watkins, najbardziej otyły z obecnych zmuszony będzie do wypicia dwunastu flaszek dżynu, lub, że bankiet zakończy ogólna walka na rewolwery.
Uderzenie noża o szklankę dało znać, że gospodarz chce mówić. Pan Watkins wstał, oparł dłonie na stole i ociężałym już nieco językiem rozpoczął swą mowę.
Przebiegłszy w krótkich słowach dzieje młodości swojej i wspominając o ciężkiej pracy, jako pioniera, cieszył się, że siedzi obecnie jako zamożny fermer w gronie 80-ciu