Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/20

Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —

— Ależ o tem, o czem pan przed chwilą wspominałeś, a z kim? Ano, z moją córką!
— Za kogóż mnie pan bierzesz, panie Watkins, — odparł żywo inżynier. — Jestem francuzem, mój panie, i nigdybym sobie nie pozwolił bez uprzedniego zezwolenia ze strony ojca mówić z córką o małżeństwie.
Wzrok pana Watkinsa złagodniał, usłyszawszy te słowa i rysy jego twarzy straciły nieco ze swego niemiłego wyrazu.
— Tak, to dobrze! postąpiłeś pan uczciwie. Mam teraz zaufanie do pana i proszę, abyś mi dał słowo honoru, że i nadal z moją córką o tej kwestyi mówić nie będziesz.
— A to dlaczego? mój panie!
— Dlatego, że projekt ten jest niemożliwy do urzeczywistnienia, i najlepiej pan zrobisz, starając się o nim zapomnieć. Nie ujmując panu zupełnie, wiem, iż jesteś honorowym człowiekiem, skończonym dżentelmenem, doskonałym chemikiem, masz dużą przyszłość przed sobą, — ale pomimo tych zalet, córki mojej nie dostaniesz, z tej prostej przyczyny, iż postanowiłem już inaczej względem jej przyszłości.
— Jednakże, panie Watkins...
— Nie mów pan więcej o tem, to daremnie, — żywo przerwał fermer. — Gdybyś pan nawet był parem angielskim, i wów-