Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/208

Ta strona została uwierzytelniona.
– 200 –

sca nie miały, lecz widok tych kości nie pozwala mi ufać jego słowom.
Wskazał przytem palcem na stos olbrzymi świeżo złożonych kości, które nosiły ślady, że pokrywające je mięso było gotowane.
Wrażenie to niebawem jeszcze się wzmocniło.
Król i jego goście dotarli do końca groty gdzie widniało, zagłębienie rodzaj kapliczki przy katedrze. Mocna krata z drzewa zamykała wejście, poza którem w klatce drewnianej siedział więzień.
Klatka była tak małą, iż mógł on w niej siedzieć tylko skurczonym i ten przymusowy spokój miał zapewne na celu utuczenie nieszczęśliwego.
Więźniem tym był Matakit!
— To ty, ty ojczulku — wykrzyknął nieszczęśliwy kafr w chwili, gdy poznał Cypryana. — Zabierz mnie stąd, uwolnij mnie! Wolę już wrócić do Griqualandu i być tam powieszonym, jak tu w tej klatce kurzej oczekiwać strasznego zgonu, który mi zgotuje okrutny Tonaia zaczem mnie zje.
Słowa te wyjąkał tak przejmującym głosem, iż wzruszył Cypryana.
— Dobrze Matakicie — odpowiedział mu inżynier — mogę się postarać o uwolnienie