Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/214

Ta strona została uwierzytelniona.
– 206 –

Przytem niepokoił się o losy ekspedycyi, bo Bardik, ujęty w niewolę przez bandę kafrów po paru dniach powrócił na fermę i opowiedział o tragicznej śmierci Friedla i Hiltona.
Była to zła przepowiednia dla Pantalacciego i Cypryana.
Alicya także czuła się bardzo nieszczęśliwą. Nie śpiewała już i pianino zamilkło. Nie interesowała ją też już tak bardzo trzódka strusi, nawet Dada nie bawiła jej więcej swą żarłocznością, i ptak połykał bezkarnie najróżnorodniejsze przedmioty.
Pewnego wieczora, w trzy miesiące od czasu wyruszenia ekspedycyi, siedziała Alicya, haftując przy świetle lampy obok ojca, pogrążonego w swym fotelu z nieodstępnym dzbanem.
Z pochyloną nad robotą główką smutnie dumała Alicya, gdy zapukano nagle do drzwi.
— Proszę wejść — odpowiedziała zdziwiona, że ktoś ich odwiedza o tak spóźnionej porze.
— Oto jestem, panie Watkins — zabrzmiał głos Cypryana.
Był to w samej rzeczy Cypryan, lecz jaki blady, zmizerowany, z długą brodą i zniszczonem przez uciążliwą podróż ubraniem.