Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/218

Ta strona została uwierzytelniona.
– 210 –

szy go. Rekonwalescent, i po tak uciążliwej podróży, bez obiadu do 11-ej godziny wieczorem!
Nie zważając na wymawianie się Cypryana, Alicya wybiegła do spiżarni i wkrótce wróciła, niosąc na tacy kilka talerzy z zimnem mięsiwem i doskonały tort brzoskwiniowy własnej roboty. Postawiła to wszystko przed zaambarasowanym Cypryanem i gdy ten nie tak prędko zabrał się do jedzenia, rzekła, śmiejąc się wesoło:
— A może panu pokrajać?
Widok przysmaków wywołał także apetyt pana Watkinsa i poprosił Alicyę o porcyę biltonga (rodzaj konserwy ze strusia); Alicya zajadała migdały.
Improwizowana uczta była wyborna. Nigdy Cypryan nie uczuwał takiego apetytu. Trzy razy nabierał tortu, wypił dwie szklanki wina i aby ukoronować dzieło, zgodził się nawet skosztować dżynu pana Watkinsa, który, mówiąc nawiasem, drzemał już na dobre.
— Czem się pani zajmowała przez te trzy miesiące? — pytał Cypryan Alicyę — obawiam się czyś pani chemii już zupełnie nie zapomniała.
— Oh, mylisz się pan — odparła z wyrzutem. — Pracowałam pilnie, a nawet pozwoliłam sobie na robienie niektórych doświad-