Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/23

Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —

środku Griqualandu, przedstawiają się człowiekowi, który przed trzema miesiącami jeszcze ani słóweczka o nich nie słyszał, a przez ciąg tych 90 dni, może 10 razy z nimi mówił. Bez ceremonii stają przed nim i odzywają się doń w ten sposób:
— John Stapleton Watkinsie masz pan prześliczną córeczkę, dobrze wychowaną, uważaną wogóle za perłę okolicy. Nieszkodzi jej to również, iż jest jedyną spadkobierczynią najbogatszej kopalni dyamentów na obu półkulach. Co do mnie jestem Cypryan Méré, inżynier z Paryża, mam 4800 franków dochodu. Będziesz pan łaskaw oddać mi córeczkę, abym ją jako małżonkę uprowadził do Paryża, a pan możesz się pocieszyć korespondencyą z nią pocztą lub telegrafem. I to znajdujesz pan naturalnem i w porządku? Ja to nazywam czystem szaleństwem.
Słuchając tej mowy, Cypryan zbladł jak kreda, zerwał się z krzesła i chwycił za kapelusz.
— Tak, czystem szaleństwem, — powtórzył fermer. — Nie osładzam pigułki, mój młody przyjacielu, jestem bowiem starym, szorstkim anglikiem. Jak mnie pan tu widzisz, i ja byłem ubogim, uboższym jeszcze od niego i czegóż ja nie próbowałem? By-