Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/237

Ta strona została uwierzytelniona.
– 229 –

— Nie — zawołał na wpół zduszonym głosem — tego już zawiele! Trzeba to raz zakończyć! Nie dam się pozbawić najważniejszego dokumentu.
Pigułką ołowianą nauczę rozumu tę złodziejkę! Odbiorę mój pergamin, moje słowo na to!
Alicya płacząc postępowała za nim. Prośby nie pomogły, fermer wziął broń nabitą i, spostrzegłszy Dadę, idącą w kierunku domku, zamieszkanego przez Cypryana, dał ognia.
Ptak, jakby domyślając się czarnych zamiarów fermera, schronił się poza domem.
— Czekaj, czekaj, już ja cię dostanę, przebrzydłe zwierzę — wymyślał pan Watkins, idąc za nią.
Naturalnie Alicya nie odstępowała ojca, prosząc go o zmiłowanie się nad ulubionym ptakiem. Doszli tak do domku, lecz Dada znikła, Watkins zapukał do drzwi, domyślając się, że tam się schroniła.
Cypryan we własnej osobie drzwi otworzył.
— Ach pan Watkins... panna Alicya... jakże mi przyjemnie powitać u siebie — rzekł zdziwiony nieoczekiwaną wizytą.
Bez tchu opowiedział mu fermer cel ich przybycia.
— W takim razie pomogę panu szukać