Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/238

Ta strona została uwierzytelniona.
– 230 –

winowajczyni — rzekł, zapraszając do wejścia.
— Wnet ja tę sprawę zakończę — wołał fermer, wywijając groźnie bronią.
Jednocześnie błagalne spojrzenie Alicyi objaśniło Cypryana, jak dziewczę boi się zapowiedzianej egzekucyi.
— Li — rzekł Cypryan do chińczyka, który wszedł właśnie, po francusku — struś pewnie się schował do twego pokoju, zwiąż go, lecz w ten sposób, aby mógł umknąć, podczas gdy ja poprowadzę pana Watkinsa w przeciwną stronę.
Piękny ten plan niestety nie mógł być wykonanym, bo Dada schroniła się do pierwszego pokoju, do którego właśnie weszli.
Skurczyło się biedactwo w poczuciu swej winy, schowało głowę poza krzesło, myśląc, że tem staje się niewidzialną.
Pan Watkins rzucił się na nią.
Pomimo wściekłości, która nim miotała, zastanowił się jednak nad niewłaściwością strzelania w cudzym domu.
Alicya płacząc, odwróciła się, aby nic nie widzieć.
Jej żal natchnął Cypryana zbawczą myślą.
— Panie Watkins — rzekł nagle — chodzi panu tylko o zwrot dokumentu, wszak prawda? Otóż dostaniesz go bez zabicia Dady.