Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/255

Ta strona została uwierzytelniona.
– 247 –

z zadowoleniem człowieka, który nareszcie znalazł ostatnie słowo zagadki. — W takim razie wszystko się wyjaśnia. Widocznie kruchy kamień zapożyczył tłuszczowej osłony w gardzieli Dady, i to go ocaliło do dnia dzisiejszego.
Prawdziwie lepiejby zrobił, gdyby pękł przed czterema miesiącami, oszczędziłby mi wówczas uciążliwej podróży przez cały Transwaal.
Wszyscy zauważyli, że John Watkins postradał znów swój wesoły humor i niespokojnie rzucał się w fotelu.
— Jak możesz tak spokojnie mówić o tem nieszczęściu — rzekł czerwony z oburzenia. — Na honor, mówisz o tych 50 milionach, które jak dym się ulotniły, jak gdyby chodziło o papieros.
— Dowodzi to, że jesteśmy filozofami — odparł Cypryan.
— Bądź pan filozofem, jeżeli chcesz — rzekł fermer. — 50 milionów pozostają jednak 50 milionami i na drodze ich nie znajdziesz.
— Ach, Jacobusie, oddałeś mi dziś ważną przysługę. Sądzę, że pękłbym z dumy, jak kasztan, gdyby »Gwiazda Południa« do mnie jeszcze należała.
— Czy i pani będzie mi wyrzuty robiła? —