Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/37

Ta strona została uwierzytelniona.
— 29 —

się tylko o dyamentach, ilościach karatów i funt. szterl.
Wogóle zbiorowisko to wyglądało marnie, a na jednego szczęśliwca, który głośno wołał o butelkę szampana, aby swoją zdobycz oblać godnie, widziano dwadzieścia smutnych postaci, zmuszonych zadowolnić się cienkiem piwem.
Zajmowano się również oglądaniem świeżo znalezionego kamienia, podawano go sobie z rąk do rąk, ważono i naznaczono możliwą cenę. Szary, bez blasku kamyk, nie różniący się niczem od zwykłego, polowego krzemienia, — oto dyament w stanie naturalnym.
Z nadejściem nocy napełniają się kawiarnie, następują te same rozmowy, które krasiły obiad, z tą tylko różnicą, że tu opowieści zakrapiają się szklankami brandy lub dżynu.
Cypryan wcześnie udał się na spoczynek do jednego z szałasów, stojących obok hotelu, i niebawem zasnął, pomimo balujących pod otwartem niebem kafrów i hałaśliwej muzyki na trąbce, przygrywającej tańcom białych panów.