Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/50

Ta strona została uwierzytelniona.
— 42 —

— Pan wyjeżdżasz, tak nagle, i dokąd to? — pytała zmieszana.
— Do ojczyzny, do Francyi, — odpowiedział Cypryan. — Zadanie moje już skończone, niemam więcej co robić w Griqualandzie, obowiązkiem moim przeto jest wrócić do kraju.
— Ach! tak, w samej rzeczy, inaczej być nie może, — urywanym głosem, odpowiadała Alicya, nie wiedząc dobrze, co mówi.
Młode dziewczę było tą wieścią, jakby rażone gromem; duże łzy zawisły w jego oczach, zapanowało jednak wkrótce nad sobą i uśmiechając się, przemówiło:
— A więc pan wyjeżdżasz i porzucasz swoją grzeczną uczennicę, zanim ta zdołała ukończyć kurs chemii? Chcesz pan, abym poznawszy własności tlenu, nigdy nie dowiedziała się czem jest azot? To nieładnie, panie Méré.
Pod temi, żartobliwym tonem, wypowiedzianemi słowami, ukrywał się żal tak widoczny z powodu jego wyjazdu, że Cypryan o mało nie zawołał: Prosiłem ojca o rękę twoją i właśnie odmowa jego wypędza mnie stąd. W porę przypomniał sobie przyrzeczenie, dane Watkinsowi i powstrzymał się od wyznania. W każdym razie uważał, iż powzięty zrana projekt natychmiastowego wy-